"Najlepszy powód, by żyć" Augusta Docher #35
Tytuł: Najlepszy powód, by żyć
Autor: Augusta Docher
Stron: 361
Wydawnictwo: OMG Books
Rok wydania: 2017
Nie sposób skąpić kolejnych szans, gdy kogoś
kochasz. I choć rozsądek podpowiada, że to głupie, że będziesz cierpieć, że
znów spotka cie rozczarowanie, póki kogoś kochasz, twoje serce nie potrafi
skapitulować
~~~~~~~~~~~~
Dominika budzi się dopiero po kilku dniach od tego wydarzenia. Nie pamięta zbyt dokładnie, co się wydarzyło, ale jest pewna jednego - jej ukochany tata nie chciał zrobić jej krzywdy, a to co się stało to tylko nieszczęśliwy wypadek.
Dziewczyna poddała się. Jej tata jest w więzieniu, a ona w krytycznym stanie w szpitalu. Są jednak osoby, które zdecydowały, że będą walczyć za nią...
Jakiś czas później Dominika potyka młodego lekarza, który zainteresował się jej przypadkiem. Tomek dostrzega w niej coś więcej niż tylko pacjentkę, ale to Marcel, jego brat, będzie próbował naprawić jej wnętrze.
Nie można stracić czegoś, czego się nigdy
nie miało
~~~~~~~~~~~~
Egzemplarz, który widzicie na zdjęciach jest egzemplarzem recenzenckim. Tak, miałam okazję przedpremierowo przeczytać tę książkę. Jeśli ktoś ma dobry wzrok (hihi, nie ja!), to może zauważyć, że na okładce widnieje 27 września jako data premiery. Taaa... Książka była przeczytana jeszcze przed tą datą, ale nie mogłam się zebrać do napisania recenzji, bo muszę niestety przyznać, że zawiodłam się tym, co przeczytałam.
Kiedy Pani z wydawnictwa zaproponowała mi recenzję tej książki, bardzo się ucieszyłam. Dużo słyszałam o tej pozycji i byłam jej bardzo ciekawa, bo jest to książka polskiej autorki i cała akcja dzieje się na terenie naszego kraju. Poza tym słyszałam bardzo dobre opinie o Najlepszym powodzie. Wprost nie umiałam się doczekać przeczytania jej!
Już na samym początku było ciężko... Nudziły mnie opisy emocji Dominiki, bo dziewczyna próbowała udawać silną, ale taka nie była. Jednak nie z tego powodu ją znielubiłam. Byłam na nią zła o to, że nie dała sobie powiedzieć, że potrzebuje pomocy! To mnie najbardziej zdenerwowało. Okej, kiedy już przebrnęłam przez pierwsze rozdziały włączył się mój radar wykrywający trójkąty miłosne. Ufff! Jak dobrze, że autorka darowała sobie tego typu romans, bo chyba rzuciłabym tą książką o ścianę.
Niestety - kartkowałam kolejne strony coraz lepiej poznając historię Dominiki i Marcela i ku mojemu zaskoczeniu - około dwusetnej strony zrozumiałam, że w ogóle nie czuję klimatu tej książki. Nie wiem, historia miłosna tych dwoje miała mnie wzruszyć czy coś? Może i tak by się stało, gdyby nie fakt, że Marcel to arogancki i zbyt pewny siebie mężczyzna, a Dominika (tak jak już pisałam) na siłę starała się pokazać, jaka jest dzielna, odważna i że ze wszystkim sama sobie radzi.
Przysięgam, starałam się utożsamić z główną bohaterką i miałam nadzieję, że jej imię mi w tym pomoże (miło, kiedy główna bohaterka jest twoją imienniczką), ale niestety nie dałam rady. Całkowicie się od siebie różnimy. Ja uważam, że lepiej przyznać się do swoich słabości i walczyć z nimi przy pomocy bliskich nam osób niż ukrywać i kumulować ich w sobie.
Czy są jakieś plusy tej książki? Tak, jest ich kilka. Między innymi fakt, że autorka zwraca uwagę na to, że do szczęścia potrzebujemy obecności innych ludzi. Dominika dopiero po poznaniu Marcela zaczyna się otwierać na świat i przestaje chować się pod swoją zasłoną. Chciałabym tu jeszcze poruszyć temat jednego wątku związanego z Marcelem (a raczej z tym co zrobił w przeszłości, a efekty tego pojawiły się w trakcie książki), ale obiecałam sobie, że nie będę spojlerować.
Powiem o jeszcze jednej rzeczy. Nie rozumiem, dlaczego w tych wszystkich romansidłach to właśnie ojciec musi wyrządzić jakąś straszną krzywdę córce. Czemu? Czemu ten schemat jest tak popularny? Być może nie jestem w stanie tego pojąć, bo żyję w kochającej się rodzinie i nie wyobrażam sobie takich sytuacji... Jeśli ktoś ma jakiś pomysł, dlaczego ten motyw tak często spotykany jest w literaturze - koniecznie dajcie mi znać!
Za pomoc przy zdjęciach dziękuję Patrycji z Photographic world by Pati
Serdeczne podziękowania kieruję do Wydawnictwa Znak za egzemplarz recenzencki!
Kiedy Pani z wydawnictwa zaproponowała mi recenzję tej książki, bardzo się ucieszyłam. Dużo słyszałam o tej pozycji i byłam jej bardzo ciekawa, bo jest to książka polskiej autorki i cała akcja dzieje się na terenie naszego kraju. Poza tym słyszałam bardzo dobre opinie o Najlepszym powodzie. Wprost nie umiałam się doczekać przeczytania jej!
Już na samym początku było ciężko... Nudziły mnie opisy emocji Dominiki, bo dziewczyna próbowała udawać silną, ale taka nie była. Jednak nie z tego powodu ją znielubiłam. Byłam na nią zła o to, że nie dała sobie powiedzieć, że potrzebuje pomocy! To mnie najbardziej zdenerwowało. Okej, kiedy już przebrnęłam przez pierwsze rozdziały włączył się mój radar wykrywający trójkąty miłosne. Ufff! Jak dobrze, że autorka darowała sobie tego typu romans, bo chyba rzuciłabym tą książką o ścianę.
Niestety - kartkowałam kolejne strony coraz lepiej poznając historię Dominiki i Marcela i ku mojemu zaskoczeniu - około dwusetnej strony zrozumiałam, że w ogóle nie czuję klimatu tej książki. Nie wiem, historia miłosna tych dwoje miała mnie wzruszyć czy coś? Może i tak by się stało, gdyby nie fakt, że Marcel to arogancki i zbyt pewny siebie mężczyzna, a Dominika (tak jak już pisałam) na siłę starała się pokazać, jaka jest dzielna, odważna i że ze wszystkim sama sobie radzi.
Przysięgam, starałam się utożsamić z główną bohaterką i miałam nadzieję, że jej imię mi w tym pomoże (miło, kiedy główna bohaterka jest twoją imienniczką), ale niestety nie dałam rady. Całkowicie się od siebie różnimy. Ja uważam, że lepiej przyznać się do swoich słabości i walczyć z nimi przy pomocy bliskich nam osób niż ukrywać i kumulować ich w sobie.
Czy są jakieś plusy tej książki? Tak, jest ich kilka. Między innymi fakt, że autorka zwraca uwagę na to, że do szczęścia potrzebujemy obecności innych ludzi. Dominika dopiero po poznaniu Marcela zaczyna się otwierać na świat i przestaje chować się pod swoją zasłoną. Chciałabym tu jeszcze poruszyć temat jednego wątku związanego z Marcelem (a raczej z tym co zrobił w przeszłości, a efekty tego pojawiły się w trakcie książki), ale obiecałam sobie, że nie będę spojlerować.
Powiem o jeszcze jednej rzeczy. Nie rozumiem, dlaczego w tych wszystkich romansidłach to właśnie ojciec musi wyrządzić jakąś straszną krzywdę córce. Czemu? Czemu ten schemat jest tak popularny? Być może nie jestem w stanie tego pojąć, bo żyję w kochającej się rodzinie i nie wyobrażam sobie takich sytuacji... Jeśli ktoś ma jakiś pomysł, dlaczego ten motyw tak często spotykany jest w literaturze - koniecznie dajcie mi znać!
Serdeczne podziękowania kieruję do Wydawnictwa Znak za egzemplarz recenzencki!