"Zostawiłeś mi tylko przeszłość" Adam Silvera #66

"Zostawiłeś mi tylko przeszłość" Adam Silvera #66


Adam Silvera – Raczej szczęśliwy niż nie. Bo z czym innym można skojarzyć tego autora, jak nie z książką, która podbiła serca czytelników? Na naszym blogu powstał już post dotyczący tej powieści (zachęcam do przeczytania lub odświeżenia wiadomości, wystarczy kliknąć tutaj). Ale czy Zostawiłeś mi tylko przeszłość może równać się z Raczej szczęśliwy niż nie? Niestety nie odpowiem na to pytanie, bo chociaż Dominika zdążyła już co najmniej milion razy polecić mi Raczej szczęśliwy niż nie, Zostawiłeś mi tylko przeszłość było moim pierwszym starciem z tym autorem. Podobało mi się? Czy sięgnę po więcej pozycji Adama Silvery?


Może jeśli pozwolimy, żeby pewne rzeczy runęły, wszystko inne zdoła przetrwać.


Trójka najlepszych przyjaciół, czyli Theo, Wade i Griffin. Znają swoje najdziwniejsze tajemnice, chronią siebie nawzajem, a ich przyjaźń przeszła przez wszystkie ciężkie próby, które zaserwowało im życie. No, prawie wszystkie.
Jest coś, co musicie wiedzieć o Griffinie – nie ma zielonego pojęcia o Gwiezdnych Wojnach, choruje na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, dostaje ataku paniki, kiedy rzeczy są nieparzyste i… jest szalenie zakochany w Theo, który odwzajemnia jego uczucia! 
Wade, na początku trochę zmieszany nową sytuacją, w końcu przyzwyczaja się do tego, że pozostała dwójka zostaje parą. Chłopcy mają się naprawdę świetnie i bardzo się kochają, ale niestety ich bajkowa przyszłość nagle nie wydaje się tak pewna, jak kiedyś. Griffin nigdy nie przypuszczał, że Theo zostawi go w Nowym Jorku, a on sam rozpocznie studia w Kalifornii. Nowe życie, nowe miejsce, nowa miłość… Nowa miłość?! Jackson z premedytacją próbuje zburzyć dotychczasowe relacje Griffina i Theo, a na tych ruinach zbudować szczęśliwy związek z chłopakiem. Co gorsza, Griffin przecież dalej kocha Theo, ale nie może dać mu szczęścia, którym obdarowuje go Jackson, a to rozrywa go od środka. Niezłe zamieszanie, prawda? Ale to nie wszystko. Theo umiera. Ta sytuacja wstrząsa Griffinem tak bardzo, że odizolowuje się od reszty świata i – o ironio! – jedyną osobą, która go rozumie, jest znienawidzony Jackson.

Nie mogłam doczekać się przeczytania Zostawiłeś mi tylko przeszłość. Książka od razu mnie zaciekawiła i czytałam ją w każdej wolnej chwili, co mogę porównać do ugryzienia komara. Już tłumaczę, dlaczego porównałam tak piękną książkę do tak dziwnej sytuacji. Ugryzienie komara nie jest bolesne, ba, prawie w ogóle go nie czuć. Historia bohaterów jest jak rozdrapana rana – nie można o niej zapomnieć, bo cały czas swędzi, a ból wzrasta w miarę drapania. Im dłużej czytałam, tym większe wzruszenie wzbudzała we mnie ta powieść. Czasami miałam wrażenie, że ktoś baaaardzooo mocno rozbujał huśtawkę emocjonalną Griffina i świetnie bawił się, oglądając to uczuciowe widowisko.

Dobrze wykreowani bohaterowie różnią się od siebie, co czyni ich niezmiernie ciekawymi. Każdy ma swoje małe dziwactwa i to sprawia, że nie są płytcy i „szarzy”.
Narracja jest prowadzona z perspektywy Griffina, a sama książka jest podzielona na dwa rodzaje rozdziałów, które się przeplatają – Dzisiaj oraz Wspomnienia. Mogłam wczuć się w tragiczną sytuację Griffina po śmierci miłości jego życia, a czytając Wspomnienia poznawałam najróżniejsze wydarzenia przed tym, jak Theo odszedł. Niektóre były naprawdę urocze i zabawne, może dlatego, że chłopcy nie mieli doświadczenia w związkach i często nie wiedzieli jak się zachować. 



I tutaj przychodzi jeden z najważniejszych powodów, dla którego warto przeczytać powieść Adama Silvery – utwór porusza takie tematy jak nastoletnia miłość, związki homoseksualne, żałoba, zaburzenia organizmu. Te sprawy są bardzo popularne we współczesnym świecie i cieszę się, że powstaje coraz więcej książek w tym stylu.



(Brawo dla mojego psa, który chciał ukraść mi książkę i pobiegać z nią po podwórku)


Podsumowując – Zostawiłeś mi tylko przeszłość jest jedną z najlepszych książek, które ostatnio miałam okazję przeczytać. Na pewno muszę sięgnąć po resztę twórczości Adama Silvery! 
A! I jeszcze coś! Jeśli zdecydujecie się na zakup tej pozycji, polecam również przy okazji zakupić opakowanie chusteczek – przydadzą się ;)


Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu We need YA! ♥

o książce:
Znalezione obrazy dla zapytania history is all you left me
autor: Adam Silvera
stron: 420
wydawnictwo: We need YA
rok wydania: 2018
estetyka wydania: 4/5


A Wam która książka Adama Silvery bardziej się podobała? 
Zachęcam do dyskusji w komenatrzach!

Karolina


"Simon oraz inni Homo Sapiens" Becky Albertalli #65

"Simon oraz inni Homo Sapiens" Becky Albertalli #65

Nasłuchałam się tak dużo pozytywnych opinii o tej książce, że musiałam sama ją przeczytać. Oczekiwałam od niej bardzo wiele - czy książka faktycznie przypadła mi do gustu? I co sądzę o ekranizacji?  Zapraszam na recenzję.


Głównym bohaterem powieści Becky Albertalli jest nastoletni Simon Spier. Na pierwszy rzut oka wydaje się być normalnym amerykańskim nastolatkiem - ma przyjaciół, z którymi każdego dnia jeździ samochodem do szkoły. Poza tym uwielbia Harrego Pottera i interesuje się teatrem. Chłopak jednak w głębi duszy boryka się z bardzo trudnym elementem własnego "ja". Simon stara się ukryć swoją prawdziwą orientację seksualną.

Nastolatek za pośrednictwem pewnego portalu nawiązuje internetową znajomość z chłopakiem, który tak jak Simon jest gejem. Oboje nie znają swoich prawdziwych danych, więc ich sekret nie zostanie ujawniony. Do czasu, gdy pewien uczeń przypadkowo znajduje wiadomości na poczcie głównego bohatera. W tej sytuacji zdesperowany Simon jest gotowy zrobić wszystko, by jego sekret i internetowego przyjaciela nie wyszedł na jaw.


Polubiłam tę książkę. Polubiłam Simona, Leah i resztę jego przyjaciół. Polubiłam także Blue, internetowego przyjaciela. Ale nic więcej. 
Po tak wielu pozytywnych opiniach byłam przygotowana na książkę, która pozostawi jakiś ślad moim sercu, wpłynie na mój światopogląd lub po po prostu myślałam, że będzie to powieść, o której nie będę mogła zapomnieć. No niestety, aż tak kolorowo nie było. Nie mogę jednak odebrać książce jej atutów - czyta się ją bardzo przyjemnie, można się uśmiechnąć w niektórych fragmentach, a nawet wzruszyć. Tylko moim zdaniem to wszystko jest zbyt cukierkowe, zbyt dziecinne, zbyt proste.

Simon jest bardzo serdecznym i przyjacielskim chłopakiem. Nie jest denerwującą postacią. Można wręcz powiedzieć, że jest tak szczery w swoich uczuciach i obawach, że wszystko przeżywam razem z nim. Ma wspaniałych przyjaciół, którzy moim zdaniem zachowywali się realistycznie, gdy sprawy nieco się pokomplikowały. Ale poza tymi postaciami cała reszta była zbyt piękna, żeby mogła być prawdziwa. Idealna rodzina Simona - młodsza siostra codziennie rano gotowała pyszne śniadanka, matka psycholog, która próbowała rozmawiać z synem i kochany ojciec. Ja rozumiem, że to tylko książka, ale strasznie denerwowała mnie ta cukierkowość. Dlatego tak marudzę :P


Hola hola! Nie zrażajcie się jednak jeszcze! Muszę wspomnieć o bardzo ważnej rzeczy. Światełko nadziei, że ta książka mimo mdłego klimatu może okazać się finalnie dobra pojawia się na samym początku i przewija się właściwie aż do końca. Tym światełkiem jest relacja Simona i Blue. Ci dwaj byli bardzo słodcy (tym razem jednak mi to nie przeszkadzało) i kibicowałam im z całych sił. Tylko znowu - mimo pewnych przeciwności losu, historia skończyła się tak, jak się skończyła - zbyt pięknie, prosto i cukierkowo. 

Innym pozytywnym akcentem była historia związana z ukrywaniem i (uwaga, spojler!) ujawnieniem orientacji seksualnej Simona. Czytając tę powieść razem z chłopakiem stresowałam się tym, jak ludzie zareagują na wiadomość, że Simon jest gejem, co zrobią jego rodzice, jego przyjaciele. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jak potoczyły się losy głównego bohatera, zapraszam do lektury!

Po drodze było jeszcze kilka zwrotów akcji, ale jeżeli ma się zdolność analizowania i łączenia faktów, raczej nie będą one niespodzianką, aczkolwiek dają nadzieję na dobrą kontynuację. "Leah gubi rytm" już wkrótce na blogu!

Podsumowując : W moich oczach książka ma wiele wad, jednak mimo tego jest przyjemną lekturą, która może wywołać uśmiech na naszej twarzy, a osobowość głównego bohatera może poprawić Wasz humor w gorszy dzień :)

o książce:






autor: Becky Albertalli
stron:300
wydawnictwo: Papierowy Księżyc
rok wydania: 2016
estetyka wydania: 4/5

A co sądzę o ekranizacji?


Nie będzie tutaj jakieś recenzji filmu, bo szczerze mówiąc filmy oglądam na tyle rzadko, że nie mam pojęcia co w ogóle powinnam napisać. Opiszę tylko moje odczucia i porównam książkę z filmem.

Poza moim ukochanym aktorem, Nickiem Robinsonem, z powodu którego obejrzałam ten film, "Love, Simon" okazał się być równie przesłodzony co książka. Wszystko jest piękne, idealne i każdy problem po czasie rozwiązuje się nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Nawet nie mam ochoty wspominać o scenie w wesołym miasteczku, bo słodycz tej sceny mnie przerasta, a oglądając ten moment czułam się wręcz zażenowana. Niestety.

Poza tym, Hannah Baker? Serio? Ta aktorka absolutnie na pasuje mi do postaci Leha. Przez cały film próbowałam oswoić się z jej nową rolą i niestety, dla mnie ta dziewczyna zawsze będzie Hannah :(

Ważna rada (pewnie dobrze już wszystkim znana) : najpierw czytajcie, później oglądajcie!


Dominika
"Tusz" Alice Broadway #64

"Tusz" Alice Broadway #64

Przez starsze pokolenia osoby posiadające tatuaże są kojarzone z więźniami, przestępcami. Ja absolutnie się z tym nie zgadzam. Podziwiam odwagę tych ludzi, obrazy na ich ciele. Traktują skórę jak płótno, co czyni ich chodzącymi galeriami sztuki, które możemy obserwować na co dzień.  Ja nie mam tatuażów, nie planuję żadnego w najbliższej przyszłości. I choć większości z nas wydaje się to całkowicie normalne, w świecie Leory byłabym wyrzutkiem. Ale dlaczego? Zapraszam na recenzję.

Nikt tak naprawdę nie zostaje zapomniany, dopóki ktoś wciąż wspomina jego nazwisko.


Mieszkańcom Saintstone tatuaże towarzyszą od pierwszych dni życia i to one decydują, czy dusza spokojnie uda się na wieczny spoczynek. Teraz pewnie w Waszych głowach pojawia się pytanie: Jak przez tatuaże można decydować o czyimś losie? Już tłumaczę. Ich tatuaże nie pełnią tylko funkcji ozdobnej. Na skórze ilustruje się wszystkie ważne wydarzenia z życia, sukcesy i porażki. Najróżniejsze wzory oznaczają wiek, pracę, rodzinę, zdane egzaminy, talenty, po prostu wszystko. Kiedy człowiek umiera, specjaliści zdejmują z niego skórę i przerabiają ją na księgę. Po odczytaniu znaków można stwierdzić, czy dana osoba jest godna zostania wśród bliskich.

Ojciec Leory umiera – od tego wszystko się zaczyna. Nastolatka jest święcie przekonana, że jej tacie nic nie grozi. Przecież Joel Flint był dobrym człowiekiem, prawda? Był wiernym mężem, kochającym tatą, dobrym sąsiadem i pracownikiem. Jednak ku zaskoczeniu Leory i jej matki, księga Joela jest przetrzymywana do analizy dłużej niż powinna.
W mieście też nie dzieje się dobrze. Burmistrz Saintstone ostrzega mieszkańców o powrocie Nienaznaczonych. Są to ludzie, którzy nigdy nie zdecydowali się na pomalowanie swojej skóry. Ich ciała są strasznie czyste, pozbawione śladu tuszu.  Nawet dziecko wie, że Nienaznaczeni są groźni, dopuszczają się mordów, okaleczają innych.

Leora postanawia uratować księgę ojca. Ale czy Joel naprawdę był człowiekiem, za którego wszyscy go uważali? Czy zaprzepaszczenie przyszłości jest warte odkrycia historii swoich przodków? Co to ma wspólnego z tatuażem kruka i Nienaznaczonymi? I dlaczego wszyscy kłamią?!

Tusz Alice Broadway wnosi coś zupełnie nowego, świeżego. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim pomysłem na książkę, co działa tylko i wyłącznie na jej plus. Z chęcią śledziłam codzienne czynności Leory, które pozwoliły mi lepiej zapoznać się z światem przedstawionym (który jest baaardzo ciekawy). Akcja nie zawsze była szybka, ale ja na to nie narzekam. Była to taka chwila na oddech między piorunującymi odkryciami. Podczas czytania wręcz czułam w powietrzu aurę tajemnicy.


Bohaterowie występujący w książce różnią się od siebie pod wieloma względami, nie są nudni ani przewidywalni. Leora nie jest tym typem głównej bohaterki, która jest zawsze pewna siebie i przebojowa. Waha się, popełnia błędy, których potem żałuje. Wiele razy moje serce krzyczało: „Nie! Leora, co ty robisz?!”. Lubię ją, bo to wszystko sprawia, że jest ludzka.
Moją drugą ulubioną postacią jest Obel. Od początku wiedziałam, że wyróżnia się czymś więcej niż tylko talentem do tatuowania ;)

Pewnie kojarzycie przynajmniej jedną taką historię, w której rodzice bohaterów nie wnoszą zbyt wiele do fabuły, a później magicznym sposobem znikają i już nigdy o nich nie słyszymy. Jeśli tak jak ja nie lubicie takich rozwiązań – spokojnie, w Tuszu aż roi się od rodziców, którzy czuwają nad swoimi dziećmi. Podoba mi się to, że wiele razy miałam okazję bliżej przypatrzeć się skomplikowanej relacji Leory i jej matki. Ale nie tylko relacje między dziećmi i rodzicami mnie zachwyciły. Uwielbiałam fragmenty, w których występowała przyjaciółka Leory – Verity. Ich przyjaźń jest niewiarygodnie silna i mocna, aż miło się czyta :)

Podsumowując – Tusz Alice Broadway to must have tej jesieni. Pozwala przenieść się do niezmiernie ciekawego miejsca owianego szczyptą tejmnicy. Gorąco polecam.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu We need YA! 

o książce:
autor: Alice Broadway
stron: 371
wydawnictwo: We need YA
rok wydania: 2018
estetyka wydania: 5/5


Karolina



Copyright © 2014 LIBRO D&K , Blogger