"Przebudzeni" Colleen Houck #75 HIT CZY ROZCZAROWANIE?

"Przebudzeni" Colleen Houck #75 HIT CZY ROZCZAROWANIE?

Na Przebudzonych czekałam z niecierpliwością, byłam naładowana pozytywnymi opiniami wobec wersji anglojęzycznej książki. Gorący klimat, piramidy i mitologia egipska - czego można chcieć więcej? Z dnia na dzień moje zainteresowanie tą powieścią wzrastało, aż w końcu po nią sięgnęłam i przeczytałam. Czy książka spełniła moje oczekiwania?




Główną bohaterką Przebudzonych jest nastoletnia, obrzydliwie bogata Lilliana Young, która akurat podczas trwającej przerwy wiosennej musi wybrać uczelnię, od której zależy cała  jej przyszłość. Jak to na majętną rodzinę przystało, rodzice Lily nie spędzają zbyt dużo czasu w domu, są wobec córki opryskliwi i surowi. Dziewczyna posiada nietypowe zamiłowanie do obserwacji i rysowania obcych ludzi, dlatego też w tym celu często przychodzi do nowojorskiego muzeum. I pewnego dnia... spotyka tam mumię.

Dawno, dawno temu, ale nie za siedmioma morzami, siedmioma górami ani lasami, a w Starożytnym Egipcie troje młodych, pięknych książąt zostało złożonych w ofierze. Następcy tronu zostali obarczeni odpowiedzialną misją: w każdym tysiącleciu mieli wybudzać się ze stanu podobnego śmierci i wychodzić ze swoich grobowców, aby przeprowadzić rytuał, dzięki któremu nie zstąpi na ziemię Set, bóg zła i okrucieństwa. Jednak w ostatnich czasach wszystko się pokomplikowało - Amon, jeden z trzech książąt, nie budzi się w Egipcie, tylko w muzeum w Nowym Jorku! Mało tego, Amon nie zastaje żadnych uroczystości na cześć jego przebudzenia, tak jak to zazwyczaj miało miejsce. W muzeum nie ma znajduje swoich urn kanopskich, z tego też powodu bóg słońca nie ma energii do zwykłych czynności. Zamiast nich spotyka nastoletnią, przerażoną jego powstaniem dziewczynę, od której postanawia czerpać energię życiową, a która początkowo bierze go za chorego na umyśle.



Przed Lily i Amonem staje niebezpieczna, pełna magii przygoda. Czy uda im się odnaleźć pozostałych braci i przeprowadzić rytuał, zanim świat pogrąży się w chaosie?



Zacznijmy od początku. Gdybym zrobiła listę najbardziej irytujących bohaterów książkowych, pierwsze miejsce na pewno należałoby do Lily. Historia prowadzona jest z jej perspektywy i, o zgrozo, niektóre jej przemyślenia są tak bardzo bezsensowne, wręcz tandetne, jeżeli mogę tak to określić. Cały czas podkreśla swoją oryginalność, inteligencję, jakby górowała nad wszystkimi innymi. I, co chyba najbardziej mnie denerwowało, przy każdym, ale to KAŻDYM napotkanym chłopaku, chociażby takim spotkanym na ulicy, od razu myślała: oh, on nie jest dla mnie dostatecznie dobry, stać mnie na kogoś więcej. No krew mnie zalewała!
Muszę przyznać, że Przebudzonych czytałam baaaaardzooooo długo, chyba z dwa tygodnie! A dlaczego? Bo po każdym głupim zachowaniu Lilliany miałam ochotę rzucić tą książką o ścianę i już nigdy do niej nie wracać (oczywiście tak nie zrobiłam, szanujmy książki!). Osiągnęłam apogeum mojej irytacji w momencie, gdy Amon na ulicy przypadkowo rozlał na siebie  napój, a Lilliana zaczęła wycierać jego "nagi, przepiękny, umięśniony tors" chusteczkami, niesamowicie się przy tym rumieniąc. Po tym fragmencie odstawiłam powieść na parę dni, serio. Przez pierwsze sto stron mało się działo, głównym wątkiem było tam przekonywanie Lily, że Amon naprawdę jest egipskim księciem, a nie uciekinierem z psychiatryka. Początek był dla mnie istną katorgą, ale muszę przyznać, że im dalej w las, tym jest lepiej. Zachowanie Lily się zmienia, nie jest już taka irytująca. Ale nie wiem, czy to za sprawą tego, że na serio się jakoś poprawiła, czy może dlatego, że działo się tak wiele ważnych rzeczy, że przestałam na to zwracać uwagę. Relacja Lily-Amon cały czas wzbudzała we mnie skrajne emocje. Czasami byłam zafascynowana ich połączeniem i przyjaźnią, a czasami nawet ja byłam zawstydzona i zakłopotana ich zachowaniem. Poza tym te dialogi! Często były jakieś takie wyprane z emocji i jakby takie sztuczne.

Mimo tych wszystkich wad, książka posiada również swoje plusy. Na pewno zaletą jest to, że wszystko opiera się na mitologii egipskiej, która była dla mnie niezwykle ciekawa i chętnie czytałam opowieści Amona o jego przodkach. Przez większość ksiązki akcja jest wartka, pełno jest w niej starożytnych legend, zagadek, pułapek i zwrotów akcji oraz oczywiście barwnych opisów. Miałam jednak wrażenie, że w ostatnich rozdziałach autorka popłynęła, chciała zawrzeć wszystkie szczegóły i niezbyt dokładnie je opisywała, przez co nie do końca rozumiem co się właściwie wydarzyło.



SPOILER!
Amon i jego bracia są cudowni i nie mówię tutaj o ich wyglądzie, który kompletnie do mnie nie trafia. Czuję, że potencjał tych charakterów nie został jeszcze do końca wyczerpany, więc znowu zniecierpliwiona czekam na drugi tom.






Podsumowanie: Moim zdaniem książka Przebudzeni nie jest najlepszą książką na świecie, ba, nie jest nawet młodzieżowym must read. Jednak ma w sobie to coś, co sprawia, że nie mogę doczekać się przeczytania drugiego tomu. Sądzę, że tematyka powieści trafi bardziej do młodego czytelnika, chociaż tych starszych również zachęcam do udziału w egipskich przygodach.


Za egzemplarz serdecznie dziękujemy wydawnictwu WNY! ♥

o książce:
autor: Colleen Houck
stron: 484
wydawnictwo: We Need YA!
rok wydania: 2019
estetyka wydania: 4/5



Karolina 


"Diabelski Młyn" Aneta Jadowska #74 FINAŁ SERII

"Diabelski Młyn" Aneta Jadowska #74 FINAŁ SERII

Po przeczytaniu ostatniego tomu z serii przygód Nikity już wiem, dlaczego autorka postanowiła dać tej części taki, a nie inny tytuł. I nie chodzi tu tylko o to, że tytułowy diabelski młyn odgrywa ogromną rolę w całej książce! O, nie, nie, "Diabelski Młyn" to dosłownie karuzela emocji! Po skończonej lekturze czułam się, jakby wszystkie moje wnętrzności wirowały jak podczas jazdy na kolejce górskiej. A jeżeli lubicie klimaty cygańsko-cyrkowe, to zapewniam Was, że nie możecie sobie odpuścić tej pozycji.

Zapraszam do przeczytania wcześniejszych recenzji z cyklu o Nikicie:



Do Archiwum, w którym znajdują się odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące przeszłości Robina, prowadzi tylko jedna droga. Współpraca z Cygańskim Księciem i jego taborem powinna zapewnić dwójce przyjaciół bezpieczeństwo podczas wedrówki po żądnych krwi Bezdrożach, ale istnieją takie miejsca, w których nawet Nikita nie jest w stanie sobie poradzić. Zapraszam Was w ostatnią podróż Nikity i Robina. Pamiętajcie: los wspiera odważnych. Odnajdźcie prawdę lub zgińcie w szaleństwie Bezdroży. Wybór należy do Was.

"Diabelski Młyn" jest jak wisienka na torcie upieczonym z tajemnic i magii. Na tę część czekałam chyba najbardziej, ponieważ cała uwaga skupia się na Robinie, który oficjalnie został moją ulubioną postacią (sorry Nikito). Miałam dwa problemy z tą książką. Po pierwsze, czytało się ją bardzo szybko i przyjemnie. Po drugie, nie chciałam czytać jej w aż tak zawrotnym tempie, no bo kurczę no, uwielbiam tych bohaterów i ten cały wykreowany świat. Byłam rozerwana między "O bogowie, co tu się wydarzyło?! Muszę czytać dalej!" a "Nie, nie, nie, niech to się nie kończy, błagam!".

Po "urlopie" w Norwegii relacja Pan B-Nikita to normalnie cud, miód i orzeszki. Ich znajomość tak się rozwinęła, że wydaje mi się, że mogliby razem usiąść na tarasie i napić się herbaty z porcelanowych filiżanek, wsłuchując się w muzykę klasyczną i rozmawiając o najnowszych ploteczkach. Niestety nic nie może wiecznie trwać, ponieważ ich stosunek zostaje wystawiony na dość poważną próbę, gdy jedno z nich dopuszcza się niewybaczalnej zdrady. Czytając o ich rozwijającej się współpracy zaszkliły mi się oczy, na serio.
Ale to nie jedyna para, która zawładnęłą moim sercem. Uwaga, uwaga! Przed państwem jedyny, niepowtarzalny duet Robin-Henio! ♥ A właśnie, jeśli w tym momencie pomyśleliście, że Robin jest homoseksualistą, to muszę wyprowadzić Was z błędu. Sami musicie przekonać się o słodyczy tej znajomości, bo ja sama się rozpływałam. Dla fragmentów z Heniem przeczytałabym tę książkę jeszcze raz.




Historia w poprzednich dwóch częściach była prowadzona tylko i wyłącznie z perspektywy Nikity i zawsze mi to pasowało, nie narzekałam. Jednak w "Diabelskim Młynie" niektóre wydarzenia obserwowałam oczami Robina, co niezmiernie mnie ucieszyło i zapewne rozradowało większość fanclubu łosiowatego. Ten zabieg wprowadził taką świeżość, umocnił kontakt między czytelnikiem a Robinem.
Nie wiem jak było z serią Dory Wilk, ale każdy, kto kiedykolwiek miał styczność z serią Nikity, wie, że autorka stawia raczej na ostry, wulgarny język. Jak w innych powieściach raczej patrzyłabym dosyć krzywo na przekleństwa, tak tutaj w ogóle mi one nie przeszkadzały. Wulgaryzmy po prostu pasują do osobowości głównych bohaterów i krwawych bójek, których jest ogrom. Jeżeli jednak kogoś odstraszają brutalne sceny i takie słownictwo w książkach - nie zniechęcajcie się, bo stracicie kawał dobrej serii.

Jeśli chodzi o klimat powieści, to jest on niepowtarzalny! A przynajmniej był on taki dla mnie, bo wcześniej nie spotkałam się z tak fajnie rozbudowanym motywem cyrkowym (nie, "Król Kier" się tu nie liczy). Czytanie było tak wciągające, że aż zamarzyłam o dołączeniu do grupy cyrkowej. Nawet nie umiem opisać tego magicznego, szaleńczego dreszczyku emocji, który zaserwowały mi Bezdroża i Czarny Tabor.

Pomimo tych wszystkich wspaniałych rzeczy, które już zdążyłam wymienić, książka ma w sobie kilka minusów. Niektóre zlecenia Nikity i Robina podczas podróży poszły im zdecydowanie za łatwo i moim zdaniem były takimi zapychaczami stron (a może zwyczajnie wcześniej nie doceniałam ich zabójczych umiejętności?). Chodzi mi również o zakończenie. Bardzo możliwe, że to moja wina, że zatraciłam się w wirze kartek i wyrazów, ale miałam wrażenie, że jakoś tak za szybko wszystko się zakończyło. A szkoda. Czuję wielki niedosyt po tej końcówce i chociaż wiem, że autorka raczej nie ma w planach napisania czwartego tomu, to tli się we mnie iskierka nadziei, bo niektóre sprawy zostały niedokończone i nierozwiązane, a w takiej następnej części wszystko wyszłoby już "na czysto". Dodam jeszcze, że z niecierpliwością oczekuję śmierci kilku osób, bo szczerze ich nienawidzę. Wiem, że brzmi to psychopatycznie, ale musicie mi uwierzyć, że wszystko ze mną w porządku :D
Jak już wspomniałam w recenzji "Akuszera bogów", brakuje mi trochę tego klimatu z alternatywnej Warszawy. Po pierwszym tomie kompletnie zakochałam się w tym mieście i żałuję, że nie będę mogła już tam wrócić.


Podsumowując: "Diabelski Młyn" to zakończenie niezmiernie ciekawej, fascynującej przygody dwojga ludzi, których los postanowił złączyć w niebezpiecznej gonitwie o prawdę. Końcówka serii szokuje, ale pozostawia niedosyt. Mimo to  Aneta Jadowska nie tylko została moją osobistą boginią, ale również przekonała mnie do twórczości polskich autorów. Nie pozostało mi nic innego, jak polecenie Wam tej książki, a więc - polecam! ♥


Aaa i jeszcze jedno! Biję pokłony ilustratorce Magdalenie Babińskiej za wspaniałe rysunki, które urozmaicały wnętrze książki ♥ Chciałabym dać o wiele więcej w ocenie estetyki wydania, jednak skala mnie ogranicza :(



o książce:
Znalezione obrazy dla zapytania diabelski młyn jadowska
autor: Aneta Jadowska
stron: 396
wydawnictwo: SQN
rok wydania: 2018
estetyka wydania: 5/5

Karolina
"Lato drugiej szansy" Morgan Matson #73

"Lato drugiej szansy" Morgan Matson #73

Nie lubię czytać młodzieżówek, ale tyle pozytywnych opinii ile naczytałam się o tej powieści doprowadziły do tego, że jednak sięgnęłam po "Lato drugiej szansy". Czy warto było? Zapraszam na recenzję!


Rodzinę Edwards poznajemy w dniu ich wyjazdu na wakacje do letniskowego domu, w którym nie byli od kilku lat. Postacią, wokół której toczy się akcja powieści jest nastoletnia Taylor - dziewczyna, która właściwie nie wyróżnia się spośród rówieśników niczym szczególnym. No, może poza tym, że jej ulubionym zajęciem jest uciekanie przed problemami. To jej nietypowe "hobby" przysporzyło jej sporo kolejnych problemów, z którymi w te wakacje będzie musiała się zmierzyć.
Poza Taylor poznajemy także jej rodzeństwo - starszego brata, Warrena i młodszą siostrę, Gelsey - oraz rodziców - Robina i mamę, której imię albo przeoczyłam, albo nie zostało ujawnione czytelnikowi. Nastolatka na tyle rodzeństwa wypadała wyjątkowo przeciętnie, gdyż jej brata można śmiało nazwać młodym geniuszem, a Gelsey poszła w ślady mamy i została małą baletnicą. 

Dotychczasowe, poukładane, chociaż ostatnio dosyć zabiegane życie rodziny Edwards diametralnie zmieniło się pewnego dnia, kiedy rodzice Taylor wrócili ze szpitala z bardzo złą wiadomością. Tata nastolatków jest chory i zostało mu kilka miesięcy życia. Jego "ostatnią wolą" jest spędzenie ostatnich, rodzinnych wakacji w ich domku w górach Poconos. Taylor zrobi wszystko dla ukochanego taty, dlatego świadoma tego, że czeka ją konfrontacja z przeszłością, zgadza się na wyjazd.


Nie mam w zwyczaju rozpisywać się tak dużo o samej fabule, ale jestem świeżo po lekturze, także wybaczcie mi to, ale ta recenzja będzie wyjątkowo długa :P

Zacznijmy od tego, co nie spodobało mi się w tej powieści. 
Po pierwsze - schematyczność (już przypomniałam sobie, czemu nie czytam młodzieżówek). Zły romans, konflikt z byłym chłopakiem, pogodzenie się, miłość, rozstanie, miłość, koniec. To może się spodobać w dwóch, trzech pierwszych przeczytanych tego typu książkach, ale po pewnym czasie po prostu się odechciewa. Nie zdradzę, jak rozwinęła się ta historia, ale tak ogólnie - moim zdaniem to rozstanie było jakoś całkowicie nieuzasadnione. To znaczy, rozumiem, że coś tam się zadziało w życiu bohatera, ale miałam wrażenie, że było to tak jakby na siłę, żeby tylko zachować ten schemat i żeby był ten kryzys cudownej miłości. Niestety ten zabieg nie udał się autorce.

Po drugie - to wszystko było zbyt proste. Taylor praktycznie w każdym możliwym momencie trafiała albo na jedną z osób, z którymi miała pewnego rodzaju konflikt, albo na drugą. To było denerwujące, bo gdzie nie poszła tam miała okazję naprawiać swoje błędy sprzed kilku lat. Wybrała się po ciastka - super, przy okazji powie napotkanej osobie, że to nie tak, że nie chciała, wybacz mi, bądźmy przyjaciółmi.

Kolejną rzeczą, dzięki której przejdziemy płynnie do plusów "Lata drugiej szansy" jest jeden wątek, w który ja się bardzo wciągnęłam, a tak naprawdę nie został dokończony, wyjaśniony, właściwie autorka rzuciła temat i koniec. Chyba mogę zdradzić, że chodzi mi o osoby, które w poprzednie wakacje wynajmowały ten domek. Zapowiadało się na jakieś pikantne historie związane z lokatorami, a tu klops. Nic takiego nie było. Nawet historia psa nie została jakoś rozwinięta. Wielka szkoda...


Ale ale! W tym miejscu muszę także przyznać, że pozytywnie zaskoczyłam się faktem, że powieść tak nie skupiała się tylko i wyłącznie na uczuciach Taylor i jej romansie, ale także poruszała inne tematy. Dzięki na przykład historii dziadka bohaterów, historii miłości rodziców, szczegółowemu przedstawieniu relacji rodzinnych mogłam bardziej zżyć się z bohaterami, dzięki czemu zaangażowałam się w lekturę. 

Często ze wspomnieniami bohaterów bywa tak, że właściwie nie wnoszą nic szczególnego do teraźniejszości i w dodatku wybijają z rytmu czytania. W tym przypadku tak nie było. Wspomnienia Taylor wyjaśniały wszystko, tłumaczyły, dlaczego z tą osobą ma taki kontakt, a z ta taki. Poza tym zwróciły uwagę na kilka szczegółów - na przykład las - i znowuż, pozwalała bardziej utożsamić się z Taylor. Swoją drogą, dziewczyna nie była tak bardzo irytująca jak większość bohaterek romansów młodzieżowych. Tay była właściwie bardzo... normalna.

"Lato drugiej szansy" sprawiło także, że mój pokój zamienił się w plażę. Czułam, jakbym była razem z bohaterami w domu, na plaży w gorącym słońcu. Coś niesamowitego. Poza klimatem, który aż buchał od tej powieści warto po nią sięgnąć także z innego powodu. Historia bohaterów otwiera oczy na bardzo ważny aspekt życia każdego człowieka - rodzinę. Sytuacja, w której znaleźli się bohaterowie jest tragiczna, ale niestety prawdopodobna. Może warto pomyśleć o tym, aby spędzić trochę więcej czasu z bliskimi - poznać ich tak na prawdę, porozmawiać, wysłuchać.



Podsumowując: Chociaż polecanie książek młodzieżowych, w dodatku romansów, nie zdarza mi się zbyt często, to tym razem mogę to zrobić z czystym sumieniem. Książka ma kilka irytujących aspektów, ale jeśli spojrzymy na całość - uczy, miejscami bawi, a nawet szczerze wzrusza. Bardzo gorąco zachęcam do przeczytania "Lata drugiej szansy".

o książce: 









autor: Morgan Matson
stron: 413
wydawnictwo: Jaguar
rok wydania: 2014
estetyka wydania: 4/5

Dominika
"Akuszer bogów" Aneta Jadowska #72

"Akuszer bogów" Aneta Jadowska #72

Na początku zaznaczę, że Akuszer bogów jest drugim tomem z Serii Nikity autorstwa Anety Jadowskiej, więc jeśli jeszcze nie przeczytaliście pierwszej części, odsyłam Was do mojej opinii na temat Dziewczyny z dzielnicy cudów - kliknij tutaj!

Nikita i Robin wracają z nową porcją śmiertelnie niebezpiecznych przygód, aby odkryć prawdziwą wersję przeszłości córki Ernsta Szalonego.

Zapamiętaj jedno: możemy kontrolować wiele, może nawet swoje życie. Ale są rzeczy, których kontrolować się nie da, i zwykle to one są dla nas najcenniejsze.


Akuszer bogów od pierwszych stron wymagał ode mnie uważnego śledzenia akcji, ponieważ na samym początku dowiadujemy się, że Nikita zostaje otruta i ranna w Zakonie Cieni – miejscu, gdzie teoretycznie miała czuć się bezpiecznie, jednak w rzeczywistości to tam znajdowało się najwięcej osób, które chciały jej śmierci. Nikitę zaczynają nawiedzać sny o zmarłym (a może raczej zamordowanym przez nią) bracie, który wyjawia jej, że prawda o  pochodzeniu siostry znajduje się w Norwegii, a pomóc w jej odkryciu może tylko Akuszer bogów. Tak więc zabójczyni i jej wierny towarzysz, Robin, wyruszają w niełatwą podróż do krainy słonego powietrza, fiordów i magicznych stworzeń. Wyprawa okazuje się nadzwyczaj krwawa, gdy anonimowy osobnik wysyła za Nikitą 
orszaki najemników, gotowych ściąć jej głowę za pokaźną sumę.

Po pierwsze, mam mieszane uczucia co do wyjazdu głównych bohaterów do Norwegii. I to nie tak, że nie podoba mi się ten pomysł (bo jest świetny!), ale tęsknię trochę za kłami i pazurami alternatywnej Warszawy. Cóż, może w następnej części Nikita pobędzie tam dłużej. Poza tym kontynuacja przygód Nikity i Robina to uczta dla czytelnika. Podczas lektury przenosimy się do biblioteki Kosmy i domu Larsa, gdzie poznajemy całkowicie zwariowaną rodzinę wilkołaków, a opisy Norwegii są tak dobrze napisane, że prawie poczułam, że jestem tam razem z Nikitą i Robinem.  A jeśli już mowa o Norwegii - byłam zachwycona tym, jak autorka przedstawiła bogów z mitologii nordyckiej.
Jak już wspomniałam, w tej książce nie ma czasu na odpoczynek, cały czas coś się dzieje, ale nie jest to przytłaczające. Wszystko ze sobą współgra i nie odniosłam wrażenia, że autorka pogubiła się gdzieś we własnej historii. W Dziewczynie z dzielnicy cudów czytelnicy zostali wrzuceni w wir Warsa i Sawy. Teraz Aneta Jadowska, strona po stronie, prowadzi nas za rękę do głębi wykreowanego przez nią świata. I dalej wszystkiego o nim nie wiemy, autorka zostawiła jeszcze wiele tajemnic, które, mam nadzieję, odkryjemy razem z Nikitą. Ile bym dała, żeby znaleźć się w alternatywnych miastach! Bo chociaż są mroczne i niebezpiecznie, przyciągają i nie dają o sobie zapomnieć. 


Głównym wątkiem powieści jest wędrówka Nikity do poznania swojej przeszłości. Możemy zauważyć, że bohaterka zmieniła się od pierwszej części serii. Zaczęła wpuszczać do swojego życia więcej osób. Oczywiście w dalszym ciągu jest nieufna, ale teraz jej życie towarzyskie nie opiera się tylko na wzdychaniu do Zeldy i rozpamiętywaniu miłości Dory. Podczas czytania obserwowałam ścianę lodu, która burzyła się w jej sercu. Podziwiam ją za to, że dla osób, które darzy uczuciem innym od nienawiści, jest gotowa zrobić wszystko.
Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek nazwę kogoś „uroczym zabójcą”, a tu proszę! Właśnie taki jest Robin – zagubionym, lojalnym przyjacielem, który rozbraja swoją szczerością i poczuciem humoru. Niesamowite, że zarazem jest tak bardzo różny i podobny do Nikity. Oboje z nieznaną przeszłością, gotowi zabić każdego, kto stanie im na drodze. Wielbię Anetę Jadowską za stworzenie tych postaci.

Może to trochę dziwne, ale pomimo wszechobecnej krwi, odłamków mózgu i przekleństw, uznałam tę książkę za dość urokliwą. Może to dlatego, że fragmenty z dzieciństwa Nikity i Ture chwytają za serce.


Poruszę jeszcze temat seksualności bohaterów, ponieważ nie wydaje mi się, że napisałam o tym w recenzji Dziewczyny z dzielnicy cudów. Nikita jest homoseksualna, ale zważywszy na jej zabiegane życie nie ma zbyt wielu sytuacji, w których jest to istotna sprawa, w pewnych momentach nawet o tym zapomniałam.
Poza tym – jak piękna jest oprawa graficzna tej książki! Rysunki, które przyozdabiają karty powieści są nasiąknięte magią i oddają klimat historii. Wielkie brawa dla Magdaleny Babińskiej!


Podsumowanie: Jeśli spodobała Wam się Dziewczyna z dzielnicy cudów, musicie sięgnąć po kontynuację! Gorąco polecam wszystkim fanom mrocznej fantastyki z odrobiną humoru.






o książce:











autor: Aneta Jadowska
stron: 397
wydawnictwo: SQN
rok wydania: 2017
estetyka wydania: 5/5






Karolina
Copyright © 2014 LIBRO D&K , Blogger